partyzantka partyzantka
2006
BLOG

Moje wieczne "nie" dla eutanazji.

partyzantka partyzantka Społeczeństwo Obserwuj notkę 43

Parlament belgijski przyjął dziś przepisy umożliwiające eutanazję dzieci. Co prawda ma się ona dokonywać na prośbę chorych przy zgodnie ich opiekunów i po badaniu przez psychologa, rzecz jednak budzi, i słusznie, kontrowersje. 

Pierwsze pytanie, które się pojawia brzmi: czy dziecko jest w stanie zdecydować w pełni świadomie i racjonalnie w ten sam sposób, co dorosły? Czy można oczekiwać od niego podobnej dojrzałości i świadomości? Odpowiedź jest chyba oczywista.

Eutanazja ma dotyczyć tylko nieuleczalnie chorych, których cierpienia nie da się uśmierzyć. Chodzi więc o to, by zabić tych, na cierpienie których najtrudniej jest patrzeć. 

Zgadzam się z tym, że patrzenie na to, jak umiera bliska osoba jest niezwykle trudne. A patrzenie na to, jak umiera własne dziecko, z niczym chyba nie może się równać. Czy jednak zgoda na to, by zgodzić się na jego wcześniejszą śmierć, wiedząc, że i tak ona go czeka, jest czymś niehumanitarnym? Odpowiedź, której mogę udzielić, jest tylko jedna: tak. Nie wyobrażam sobie zgodzić się na śmierć własnego dziecka. Nie wyobrażam sobie zgodzić się na śmierć kogokolwiek, kogo kocham. A już kompletnie niezrozumiałe jest dla mnie współdecydowanie o tej śmierci. Pomimo wszystkich trudów, które niesie ze sobą umieranie.

Wydaje mi się, że o cierpieniu wiem sporo, choć nigdy nie byłam stroną, której ono w sposób fizyczny dotknęło. Byłam zawsze tą, która na cierpienie patrzyła, która musiała pogodzić się z tym, że dotyka ono kogoś, kogo kocham. I nigdy nie potrafiłam mu zaradzić. Mogłam tylko na nie patrzeć i być. Nic więcej.

Z chorobą walczyliśmy wielokrotnie. Przeżyłam kilka chemioterapii moich najbliższych, patrzyłam na ich zmaganie się, walkę, na opadające siły, wypadanie włosów. Gdy wydawało się, że udało się pokonać chorobę okazywało się, że to jednak nie koniec, że znowu przyszła. Że gdy z jednym wszystko było póki co dobrze, to ktoś inny musiał się zmagać. I walka zaczynała się od początku. W wielu przypadkach kończyło się wygraną, w kilku przegraną. I zdaję sobie sprawę, że to pewnie nie koniec. Że znowu przyjdzie moment, gdy trzeba będzie do walki stanąć. Być może w którymś momencie trafi na mnie.

Do czego zmierzam - zetknięcie z cierpieniem moich bliskich upewniło mnie, że nigdy w życiu nie zgodziłabym się na to, żeby umarli wcześniej. Nie do pomyślenia jest dla mnie, żeby zgodzić się na ich zabójstwo. Za żadne skarby nie oddałabym sekundy ze zmagań, które razem toczyliśmy. Choć było trudno, choć kosztowało to wiele trudów, nigdy, za nic, nie zrezygnowałabym z żadnej chwili, w której mogłam towarzyszyć im w ich cierpieniu.

I, co ważniejsze, mam przekonanie, że oni z tych chwil też by nie zrezygnowali. Mimo, iż było momentami koszmarnie trudno, mimo, iż ból był nie do zniesienia - świadomość tego, że jest obok ktoś, kto kocha i pomaga jak tylko umie, świadomość tego, że to ostatnie chwile z najbliższymi, była cenniejsza niż chęć pozbycia się bólu. Tak, mam tę pewność.

Im więcej doświadczam w życiu cierpienia moich bliskich, tym większa jest moja niechęć do eutanazji. Tym większy jest mój sprzeciw wobec niej. I mówi mi to zarówno moje osobiste doświadczenie, osoby, która na cierpienie patrzyła, jak i doświadczenie osób, których to ciepiernie w sposób bezpośredni dotykało.

Dlatego twierdzenie, że "jak się zetkniesz z cierpieniem bliskich to zmienisz zdanie o eutanazji" uważam za zupełnie fałszywe. Jest zupełnie inaczej.

Zastanówmy się, czy to pragnienie śmierci dla kogoś, kto cierpi, nie jest pragnieniem dotyczącym nas samych - żeby na to cierpienie nie musieć patrzeć.

partyzantka
O mnie partyzantka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo